Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że wezmę udział w Woodstocku – wyśmiałabym tę osobę. To wydarzenie niespecjalnie do mnie pasowało.
Troszkę z tego powodu, że zawsze bałam się tak dużego tłumu, tego, że nie będę czuła się wystarczająco bezpieczna. Pijani ludzie, mieszanka różnych środowisk – nigdy nie wydawało mi się to zbyt komfortowe.
Wizja wszechobecnego błota, które tak często jest pokazywane w mediach, też mnie specjalnie nie zachęcała, ani wątpliwej jakości prysznice – jeśli w ogóle są.
I oto w tym roku znalazłam się w gronie uczestników tzw. „Brudstocka”! Od razu muszę przyznać, że wszystkie moje wątpliwości były bezzasadne. Opierałam się tylko na medialnych relacjach, które są bardzo wybiórcze, pokazują zaledwie fragment tego, czym jest cały festiwal. A jest czymś absolutnie rewelacyjnym.
Wszystko zaczęło się w chwili gdy powiedziałam Maćkowi Budzichowi, że zawsze chciałam, żeby tłum poniósł mnie w trakcie koncertu. Ciekawa byłam po prostu jak to jest. Nasza rozmowa tak się potoczyła, że Maciek zaproponował, abym zgłosiła się do Akademii Sztuk Przepięknych, która co roku organizuje mnóstwo ciekawych warsztatów w trakcie Woodstocka.
I tak się też się stało. Pojechałam na festiwal z otwartą głową, bez oczekiwań. Postanowiłam nie kierować się tym, co wiedziałam o nim z mediów, a zobaczyć co przyniesie sam udział. Dodatkowo miałam poprowadzić zajęcia pod tytułem „Kobiety w biznesie”, na których chciałam opowiedzieć o tym, w jaki sposób rozkręcałam z grupą kobiet społeczność Wenusjanek. Pomyślałam, że już czas zacząć opowiadać o tym, jak my to zrobiłyśmy. Podzielić się wiedzą w zakresie networkingu.
Start Festiwalu Woodstock
Przyjechaliśmy w środę wieczorem i już na miejscu poraziła mnie liczba osób i rozbitych namiotów. Jak się później okazało, każdego dnia, aż do koncertu finałowego przybywało ich więcej i więcej. Nigdy nie widziałam tyle namiotów w jednym miejscu!
Do tego namioty i kreatywnie zaaranżowane przestrzenie sponsorów, stanowiska z jedzeniem, nie mówiąc o wielkim diabelskim młynie Allegro, który już z daleka był widoczny.
Już pierwszego dnia można było liczyć na sprawne wejście w klimat festiwalu. Różne przestrzenie zapewniały muzykę, pierwsze koncerty wprowadzały w nastrój. Tego dnia pogoda była idealna, a niebo gwiaździste, więc już wtedy byłam w zasadzie „kupiona”.
Poranek mógł nie nastrajać tak pozytywnie. Zaczęło padać, co w mieście nie jest miłe, a co dopiero na festiwalu, gdzie większość koncertów odbywa się na zewnątrz. Mnożąc to przez setki tysięcy ludzi na Woodstocku nie zapowiadało się ciekawie.
Mnie jednak humor poprawiła muzyka, którą słychać było z dużego namiotu ASP ustawionego obok pola namiotowego, gdzie spałam. Radosne dźwięki z zajęć zumby sprawiały, że zamiast być poirytowana, wstałam w świetnym nastroju.
Co prawda za chwilę, kiedy schodziłam na śniadanie, byłam cała przemoczona, ale szczególnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz bawiła mnie cała ta aura. Luz, mnóstwo pozytywnie nakręconych ludzi, zabawne aranżacje przestrzeni jak „szafa do Narni” czy choinka udekorowana z puszek po piwie.
Mój namiot ulokowany był na górce ASP, więc za każdym razem, gdy szłam do części gastronomicznej czy też pod którąś ze scen, musiałam zejść w dół. Jak się pewnie domyślacie, deszcz zrobił swoje i niebawem nasza górka zamieniła się w błotną zjeżdżalnie, z której i ja skorzystałam… Nie było to celowe, ale jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Gdyby coś takiego przydarzyło mi się w Warszawie, byłabym zdecydowanie bardzo nie w humorze. Tutaj śmiałam się i żartowałam, że wtapiam się w tłum.
Najciekawiej prezentowały się moje trampki!
W sumie przez dwa dni chodziłam w mokrych rzeczach. Nie brałam aż tak dużej ilości ciepłych ubrań i wolałam chodzić w mokrych i czekać aż wyschną na mnie, niż później wracać też przemoczona. A nie wiedzieliśmy czy prognozy faktycznie się sprawdzą i po dwóch dniach deszczu, będą kolejne dwa dni suche.
Efekt zjazdu z góry ASP
Warsztaty
Moje warsztaty dzisiaj z pewnością bym zmieniła. Temat „Kobieta w biznesie” nie nastraja na klimat Woodstocku, mimo to przyszło trochę osób i z tego powodu jestem bardzo zadowolona.
Sama brałam oprócz tego udział w zajęciach Art of living, które dotyczyły medytacji, a szczególnie technik oddechowych. Po godzinie czułam, że nie tylko jestem super dotleniona, ale nawet moja wątroba czy żołądek czują się zrelaksowane. Bardzo polecam – na pewno poszukam ich w Warszawie.
Właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Były wystąpienia podróżników, zajęcia z robienia zabawek dla zwierząt, spełniania marzeń czy gry na bębnach. W sumie program ASP składał się z blisko 700 bezpłatnych propozycji. Wystarczyło tylko przyjść i skorzystać. Potestować nowe rzeczy, co uważam za szczególnie rozwijające.
Ludzie
To, co mnie niepokoiło. Tłumy, ludzie nie wiadomo skąd, którzy nie wiadomo jak się zachowają, byli przeze mnie w rzeczywistości odebrani zupełnie inaczej. Wymalowane włosy czy buzie sprzyjały spontanicznemu nawiązywaniu znajomości, a karteczki, które mieli na szyi typu: „free hugs”, „szukam żony” czy „ratunku trzeźwieję” tylko wzmacniały to, że czułam się bardzo swobodnie i w gronie bliskich mi osób.
Dotychczas nie brałam udziału w wydarzeniu, gdzie ktoś po prostu idzie i przytula się do innych osób, jest przy tym tak pogodny i otwarty. Przywykłam do eventów, które wypełnione są ludźmi skupionymi, komunikatywnymi, ale mimo wszystko dbającymi o to, co inni o nich powiedzą. Tutaj większość uczestników nie analizowała, nie gdybała – była sobą. I to naprawdę przekonuje do tego, żeby jeszcze raz tam wrócić w przyszłym roku.
Organizacja Festiwalu Woodstock
Uwielbiam logistykę. To, w jaki sposób coś przygotować, ile potrzeba do tego ludzi, jak dobrać proporcje jedzenia itp. Kiedy jechałam na Woodstock miałam wyobrażenie, że to duże wydarzenie, na pewno musi być super zorganizowane, więc teraz będę mogła zobaczyć od zaplecza, jak to wygląda w praktyce.
Tłumy w trakcie wywiadów z gośćmi ASP
To, co zobaczyłam naprawdę mnie zaskoczyło. Nie chodzi o to, że miałabym się czepiać, bo nie po to tam przyjechałam. Chciałam raczej zobaczyć jak oni to robią, że tyle ludzi chce dla nich pracować, dodam – za darmo. Mają pasję, ale przede wszystkim doskonale wiedzą, co do należy do ich obowiązków.
Idea „Pokojowego patrolu”, czyli osób, które pilnują porządku, dbają o właściwy i bezpieczny przebieg wydarzenia jest godna naśladowania. Najbardziej podoba mi się pomysł „niebieskich”, czyli płatnej ochrony, która z powodu zmiany kategorii eventu, w tym roku musiała być w dużo większym składzie.
Zwykle kiedy widzimy dużo policji w mundurach, czy ochroniarzy z odblaskowymi napisami na plecach, zamiast czuć się bezpiecznie, czujemy się dużo bardziej niepewnie. Chcemy jak najszybciej wyjść poza strefę, gdzie oni się znajdują. Ponieważ skoro tam są, to znaczy, że ta przestrzeń nie jest najbezpieczniejsza.
Tutaj zupełnie nie było takiego poczucia. Przez fakt, że mieli na sobie koszulkę jak inni wolontariusze, tylko w kolorze niebieskim, byli bardziej „ludzcy”. Nie dali odczuć, że festiwal może być w jakimś stopniu niebezpieczny.
Dużo rozmawiałam z różnymi wolontariuszami. Czy to „czerwonymi” czy z biura prasowego i to, co najbardziej przebija się przez ich wypowiedzi to poczucie wspólnoty. Oni podobnie jak ja, nieraz chodzili w mokrych butach czy ubraniach. Dbali o porządek w deszczu, często później w słońcu, a mimo wszystko wydawali się być szczęśliwi.
Ostatniego dnia dwóch chłopaków opowiedziało mi swoją historię udziału w festiwalu czy finału WOŚP. To poruszające jak nieraz tego rodzaju wolontariat wpływa na nasze życie. U nich zadecydował m.in. o tym jaki kierunek i miejsce studiów wybrali. Wśród wolontariuszy mają swoich przyjaciół, a nieraz i drugie połówki.
Przez cztery noce jakie spędziłam na Festiwalu Woodstock, zasypiałam przy odgłosach koncertu i kiedy w niedzielę, na koniec słychać było tylko zbierany sprzęt zrobiło mi się przykro. Spotkałam tutaj klimat, jakiego dotychczas nie miałam okazji zaznać. Swoboda, luz i życzliwość ludzi w stosunku do siebie nawzajem. Uważam, że każdy chociaż raz w życiu powinien wziąć udział w takim wydarzeniu.
Ja mam nadzieję będę mogła jeszcze w nim brać udział. A wy uczestniczyliście w nim kiedyś? Macie jakieś szczególne wspomnienia z Festiwalu Woodstock?
AI szturmem zdobywa medycynę. Jakie możliwości otwiera to dla pacjentów?
W dobie postępu technologicznego i cyfryzacji coraz częściej mówi się, że kluczowym elementem rozwoju staje się sztuczna inteligencja (AI)....
Health Tech of the Week: Z myślą o mamach i dzieciach – 10 startupów, które chcą zrewolucjonizować opiekę medyczną
Inicjatywa Health Tech of the Week powstała, aby promować interesujące polskie i międzynarodowe rozwiązania, które mają szansę zrewolucjonizować...
Konkurencja „łapie się za głowę”, czyli o tym, co wyróżnia polskie MedTechy
Zapraszam do zapoznania się z drugą częścią rozmowy z Aleksandrem Kłóskiem z funduszu Venture Capital YouNick Mint. Tym razem ekspert podzielił się...
Niejednokrotnie brałam udział w Festiwalu Przystanek Woodstock. Jest to dla mnie drugi dom i miejsce, w którym mogę czuć się swobodnie. Na Woodstock – jeśli już raz się przyjedzie – chce się wracać.
Sama przez te parę dni chodziłam z kartonikiem, na którym widniał napis „Free Hugs”. Festiwal pozytywnie nakręca. Świetna atmosfera, mili i bardzo pomocni ludzie sprawiają, że człowiek nie tylko czuje się szczęśliwy, ale także bezpieczny.
Dzięki wszystkim, którzy tak chętnie i licznie się przytulają świat staje się lepszy, a najbardziej cieszy mnie to, że na Woodstock przyjeżdżają najbardziej różnorodni ludzie z wielu zakątków świata i mimo to nigdy nie spotkałam się z nietolerancją. Przepiękny festiwal. Równość przede wszystkim.
Miłość, przyjaźń, muzyka.
Jeśli ktoś nie był na Przystanku Woodstock bardzo serdecznie polecam się wybrać. 🙂
W tym roku był mój drugi raz na Woodstocku. To jest moje miejsce na ziemi. Nigdy nie czułam się taka swobodna i wolna. Już czekam z niecierpliwością na następny rok.
W tym roku po raz pierwszy wybrałam się na Woodstock. W sumie chciałam się wybrać na ten festiwal już wcześniej, choć miałam takie poczucie, że „może być nieciekawie”, bo, tak jak pisałaś, media pokazują całkiem inny obraz Woodstocku (w który mocno wierzy mój tata). Ale udało mi się, bez większych przeszkód. przekazać rodzicom (może warto wspomnieć, że mam 19 lat) wiadomość, że jadę tam, „do tego brudu i syfu” ze znajomymi. Nie będę wszystkiego opisywala, jak to się stało, że w dzień największego deszczu z koleżanką musiałam skombinować namiot, bo nie miałysmy gdzie spać. I tego jak to większość moich ciuchów było mokrych, bo i pelcak lekko przemókł. Opiszę moje wrażenia.
Po festiwalu smsem zapytał mnie znajomy (poznany w pociągu w drodze do Kostrzyna), co najbardziej zapamietalam z Woodstocku. Od razu przyszli mi na myśl ludzie – mega otwarci, nie oceniający nikogo. Nikt nie patrzy jaka masz fryzurę, kolor włosów, kolor skóry, jak jesteś ubrany, czy chudy czy gruby – dla nich nie ma to znaczenia. I tak podejda zagadać. I tak podejda się przytulić. Magia tolerancji i akceptacji wśród innych, nieznanych ci ludzi, jest oszałamiająca. Woodstock to nie tylko ludzie naćpani, pijący do nieprzytomnosci, choć i tacy się zdarzali i są na pewno. Ale to niewielka garstka przy tych wszystkich pozytywnie nakręconych ludziach. Na festiwalu jest obecna taka specyficzna aura, dzięki której ciężko jest chodzić smutnym. Nie, gdy pozwolisz się wyluzowac i bawić przez tych kilka dni. Na pewno wrócę na Woodstock za rok. Było niesamwicie i naprawdę, polecam innym, którzy jeszcze nie byli, wybrać się tam i na własnej skórze się przekonać, czym w rzeczywistości (nie tej zakłamanej, medialnej) jest Festiwal Woodstock.
„Zaraz będzie ciemnoooo!”