W tym przedświątecznym czasie chciałabym zwrócić Waszą uwagę na health tech, którego celem jest dbanie o bezpieczeństwo całej rodziny, od osób...
Marta – kobieta, która promuje feng shui w Polsce
Wenusjanki pozwalają mi na poznawanie wybitnych, nietuzinkowych, szalenie ciekawych osób. Dzisiaj pierwsza z nich – Marta Kaniewska – audytor klasycznego feng shui. Nie tylko wspiera firmy w ich rozwoju poprzez zastosowanie chińskiej nauki, wydała ostatnio książkę, którą promuje praktyki starożytnych mistrzów.
Zapraszam Was do naszej rozmowy, w której tłumaczy o co naprawdę chodzi w feng shui i w jaki sposób ta nauka zmieniła jej życie.
AK: Powiedz jak się zaczęła Twoja przygoda z feng shui?
Marta Kaniewska : Kiedy pracowałam w Komisji Europejskiej w Brukseli zaczęłam uczyć się języka chińskiego. Wychodząc kiedyś po zajęciach od mojego nauczyciela zadałam mu pytanie: „Dlaczego mieszkasz i prowadzisz swoją szkołę w tak mało ciekawym budynku?” Kamienica nie była wizerunkowo spektakularna. Kiedy dostałam adres i tam weszłam, zastanawiałam się, czy faktycznie będę chciała mieć tam zajęcia. Odpowiedział mi, że ta kamienica ma bardzo dobre feng shui, a szczególnie drzwi wejściowe, które będą go finansowo wspierały do 2044 roku ze względu na bardzo dobre qi. Więcej mi nie powiedział. Po powrocie do domu zaczęłam szukać informacji na ten temat w Google. Nie znalazłam niczego na temat qi, jedynie wzmianek o kolorach i różnych przedmiotach.
Ze względu na to, że mieszkałam w Belgii stwierdziłam, że popytam tamtejszych ekspertów. Poszukałam ich stron internetowych, lecz na większości sprzedawane lub zalecane były tylko jakieś gadżety. W związku z tym, na kolejnych zajęciach zadałam pytanie nauczycielowi, co miał na myśli mówiąc o qi i dlaczego on nie ma gadżetów kojarzonych z feng shui u siebie w kamienicy.
AK: No właśnie, przecież mówi się postaw sobie słonika, postaw coś czerwonego w oknie, postaw jakąś świecę albo tę żabkę, która miałaby przyciągać pieniądze. W takim razie o co tu chodzi, skąd to się wzięło?
Marta : Feng shui jako nauka deprecjonowana jest przez liczne błędne interpretacje jej założeń i praktycznych zastosowań, a także przez nieprawdziwe informacje na jej temat. Wykorzystywanie różnych przedmiotów jest związane z przeniesieniem kultury chińskiej na grunt europejski. W mojej opinii i w opiniach mistrzów, z którymi rozmawiałam w Azji, wynika to z niewielkiej wiedzy na temat tego, czym jest autentyczne feng shui i z całej gamy mitów, jakie wokół niego powstały. Mało jest informacji z wiarygodnych źródeł.
Źródłowe materiały dotyczące autentycznego feng shui są w języku chińskim, który jest tłumaczony na język angielski lub inny europejski. Nie ma w księgach nic na temat przedmiotów, kolorów, siatki ba gua i tego co należy do tzw. new age feng shui.
Mistrzowie gromadzili swoją wiedzę i przekazywali ją swoim uczniom. W latach 90. XX wieku feng shui zyskało wielu zwolenników na Zachodzie. Jest to jednak zupełnie inna praktyka, zwana new age feng shui, od klasycznego stosowanego w Azji. Na Zachodzie sprowadzone zostało głównie do mody.
Powstało wiele różnych szkół, w których stosuje się wspomniane gadżety. Kultura chińska jest bogata w motywy i pozytywne symbole, takie jak np. żabki i figurki innych zwierząt. Stosowanie tego typu przedmiotów weszło do zagadnień feng shui dopiero w latach 90. XX wieku i nie ma związku z klasyczną jego wersją.
Feng shui skupia się wokół qi. Prawdziwe qi jest naturalne, a nie stworzone przez człowieka. Prawdziwe qi pochodzi z naturalnych gór, a nie z obiektów i przedmiotów, które można kupić. Klasyczne feng shui jest nauką opartą na logicznych zasadach i formułach, a nie gadżetach.
AK: Jak to się stało, że skończyłaś pracę w Komisji i zajmujesz się teraz już tylko feng shui?
Marta: Kiedy mój nauczyciel powiedział mi, że przyjechał do niego znajomy z Tajwanu i wybrał mu odpowiedni budynek na kamienicę i mieszkanie, co wymagało dosyć głębokiej analizy, to stwierdziłam, że jest to ciekawe i niekoniecznie związane z kolorami. Mam umysł analityczny, ścisły i ciekawią mnie różne możliwości. Ponownie poszukałam informacji w Internecie, jednak nic nie znalazłam.
Zaczęłam szukać odpowiednich szkół uczących feng shui i znalazłam je w Malezji. W międzyczasie byłam na konferencji w Singapurze, gdzie potwierdziłam, że te dwie akademie, w których zdobywałam wiedzę, są uznawane za najlepsze. Pojechałam również do Chin, bo chciałam podszkolić język chiński. Mistrzów, których poznałam wcześniej, niestety nie spotkałam, ponieważ okazało się, że są poza Chinami, np. na Tajwanie.
W międzyczasie kupiłam sobie różne DVD, oglądałam je godzinami, niestety jedyne co na nich się znajdowało to krajobrazy gór, wód, domy, osiedla – zupełnie inny kontekst. Podjęłam decyzję, że Komisja Europejska nie jest moją ścieżką zawodową, że zajmę się audytem klasycznego feng shui. Zawsze podkreślam, że zajmuję się klasycznym, a nie new age feng shui. Niestety większość osób i tak nie widzi różnicy. Dla nich oznacza to dokładnie to samo.
AK: Co Cię przekonało? Wydaje mi się, że Komisja Europejska była pewną i stabilną pracą, a Ty nagle rzucasz wszystko i zostajesz konsultantką feng shui?
Marta: Jestem pasjonatką życia i moich zainteresowań. Wynagrodzenie jak najbardziej jest dla mnie istotne, lecz feng shui ma również wspierać sprzyjające finansom okoliczności. Jeżeli będę posiadała odpowiednią wiedzę z tego zakresu, to i tak będę miała pieniądze. Aspekt finansowy nie przezwyciężył mojej pasji.
AK: Dużo jest takich osób, jak Ty, w Polsce? Chodzi mi o osoby, które mają taką wiedzę w tym obszarze, nie na zasadzie słoniki, żabki czy wieczne dzwonki.
Marta: Jedną osobę znam, aczkolwiek trudno mi powiedzieć, czy ma wiedzę na tym samym poziomie, natomiast wiem, że uczyła się w tej samej akademii co ja.
AK: Od jak dawna się tym zajmujesz?
Marta: Działalność prowadzę od stycznia 2013 roku, natomiast wcześniej pomagałam znajomym, kiedy się uczyłam.
AK: Dlaczego warto spróbować czegoś takiego? Na czym to polega? Przychodzisz do jakiegoś domu, biura i co robisz?
Marta: Zanim przyjdę do biura to zawsze na podstawie adresu oglądam teren w Google maps. Analizując miejsce rozpatruję go na trzech różnych poziomach, w zewnętrznym obejmującym obszar kilku kilometrów od rozpatrywanej nieruchomości, zewnętrznym bezpośrednim w zasięgu wzroku, wewnątrz budynku, jeżeli już jest wybudowany. Dwa ostatnie analizuję na miejscu.
W Google patrzę, gdzie jest najbliższa woda, wzniesienia, jak się układają poziomice, gdzie są najbliższe ronda itp. Dzięki temu mam pierwszy ogląd danego miejsca. Ponadto na podstawie daty urodzenia właściciela, większych czy mniejszych firm, analizuję potencjał danej osoby m.in. w zakresie finansów, relacji, a także jego osobowość. Chcę być dobrze przygotowana. Na miejscu oglądam i analizuję otoczenie blisko danej nieruchomości, robię potrzebne pomiary m.in. mierzę skierowanie budynku, kierunki świata, położenie i rodzaj dróg, skrzyżowań i rond, jak również pozostałą istotną infrastrukturę. Dopiero później wchodzę do budynku.
AK: Czy zdarza Ci się tak, że sprawdzisz sobie to biuro, tę osobę po dacie urodzenia i myślisz sobie: ona ma z tym i z tym problem, to i to nie działa, a potem przychodzisz i celujesz dokładnie w punkt, jeśli chodzi o potrzeby tej osoby?
Marta: Nie, analizuję, a ponadto nie jest to zakres mojej pracy. Skupiam uwagę na potencjale finansowym danej osoby, bo z reguły każdy prosi o polepszenie warunków finansowych. Natomiast jeżeli chodzi o miejsce, to rzeczywiście, mam pierwszą ocenę otoczenia, ale dopiero będąc na miejscu ją potwierdzam. Robię pomiar kompasem, sprawdzam formuły i dopiero wtedy mam pełen obraz tego miejsca. Dopóki nie zmierzę miejsca kompasem, nie mogę dać ostatecznej opinii.
AK: I teraz jesteś na takim spotkaniu, zmierzyłaś sobie wszystko na zewnątrz i co się dalej dzieje?
Marta: Wchodzę do budynku, rozmawiam z daną osobą, mówi mi jakie są jej cele, ponieważ zwykle wcześniej tylko prosi o spotkanie. Jej cele determinują szczegółowość mojej analizy, w tym wnętrza budynku, potrzebnych pomiarów. Plany nieruchomości zawsze otrzymuję przed spotkaniem. Po spotkaniu, już w swoim biurze dokonuję analizy. Następnie wysyłam raport z zaleceniami, po którym następuje rozmowa lub spotkanie.
AK: Co na przykład może być takim zaleceniem? Skoro nie ma słoników, to co jest?
Marta: Głównie chodzi o znalezienie źródła qi i sposób wykorzystania go w obrębie danej nieruchomości, ponieważ feng shui działa w oparciu o to, jak qi się przemieszcza, gromadzi i czy w ogóle udaje się ją zgromadzić.
Qi jest to nienamacalna forma energii, która jest w naszym otoczeniu. W tym przypadku nie lubię używać słowa energia, lecz nie widzę alternatywy. Podczas pracy szukam źródła qi, często sprawdzam czy jest rondo, które można byłoby połączyć za pomocą formuł z drzwiami wejściowymi lub bramą wjazdową na teren posesji. Przykładowym zaleceniem dotyczącym otoczenia może być zmiana miejsca lub skierowania drzwi wejściowych, bramy wjazdowej. W budynku wskazuję najkorzystniejsze pomieszczenia dla poszczególnych działów, miejsca o odpowiednim potencjale w danym roku, skierowania biurek dla kluczowych osób, wyznaczam miejsce spotkań. Zalecenia są indywidualnie dostosowane do celów analizy jak i branży firmy.
AK: Po jakim czasie można spodziewać się jakichkolwiek efektów?
Marta: Różnie. Zależy to od celu, ilości i stopnia wprowadzenia zaleceń, a także potencjału samego miejsca i jego otoczenia. Po dwóch tygodniach, miesiącu, czasem nawet po kilku godzinach.
AK: Czy jest cel, którego nie jesteś w stanie spełnić?
Marta: Tak, są takie cele, których otoczenie samej nieruchomości i układ danego budynku bardzo ogranicza i nie jest to po prostu możliwe. Czasem jest tak, że qi w ogóle nie dociera do budynku, a klient nie ma możliwości lub nie chce ingerować w otoczenie. Zdarza się, że pole manewru jest bardzo ograniczone.
AK: To co wtedy możesz zrobić? Jakie są efekty Twojej pracy? Co się zmienia w firmach i w życiu takich osób?
Marta: W takich sytuacjach zalecenia dotyczą wnętrza budynku. Jakie są efekty mojej pracy? Rezultaty zależą od celów klienta i stopnia wprowadzenia zaleceń. Pojawia się więcej nowych możliwości, bardziej sprzyjających funkcjonowaniu warunków, firma zwiększa swój udział w rynku, ma więcej klientów, zwiększa się lojalność i zaufanie klientów do firmy. Firma ma większy potencjał.
AK: Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Marta: Analizę. To, że mogę badać, oceniać potencjał terenu wykorzystując swoją wiedzę. Mam materiały, formuły, osoby i ich cele, które po prostu analizuję, co można byłoby zrobić, czy jest potencjał. Po prostu mnie to kręci.
AK: Kto powinien się do Ciebie zgłaszać? Komu najbardziej jesteś potrzebna lub kto najbardziej skorzysta na Twojej pracy?
Marta: Na pewno są to firmy, które chciałyby zwiększyć swoje możliwości na rynku, poprawić ich funkcjonowanie, efektywniej działać, mieć więcej klientów, większe zyski, obroty. Również takie, które chciałyby, żeby ich pracownikom pracowało się lepiej. Między innymi daję zalecenia dotyczące środowiska pracy tak, aby sprzyjało ich efektywności, co przekłada się z korzyścią na obroty i zyski.
AK. Dziękuję za rozmowę.
Marta: Dziękuję
Zapraszam do strony www Marty: http://www.szanhe.pl/
Health Tech of the Week: Bezpieczeństwo rodziny
Health Tech of the Week: CliniNote, czyli zdrowie wymaga danych
Wybierając projekty medyczne o których warto usłyszeć, nie mogłam zapomnieć o CliniNote. Stworzonym w 2020 r. startupie, który niedawno podpisał...
HealthTech of the Week: Jak dbać o jakość snu w zaciszu własnego domu?
O tym, że sen jest konieczny dla naszego zdrowia- wiedzą wszyscy. Niestety, często zapominamy o tym, że na stopień naszej regeneracji nie wpływa...